Rowerowa podróż Damiana Dukiewicza i Jacka Łukasika na Filipiny trwa już ponad miesiąc. Dotychczas podróżnicy nie spotkali się z większymi problemami. Niestety, kłopoty pojawiły się przy okazji prób zdobycia wizy do Uzbekistanu. Zawirowania z dokumentami spowodowały, że cykliści spędzą w Turcji znacznie więcej czasu niż planowali.
Przygoda ze zdobyciem niezbędnego dokumentu rozpoczęła się ponad tydzień temu. W uzbeckim konsulacie rowerzyści dowiedzieli się, że wypełniony drogą elektroniczną formularz należy przedstawić w urzędzie i czekać na decyzję od 7 do 10 dni. Sporym utrudnieniem i ograniczeniem okazały się godziny pracy konsulatu. Petenci przyjmowani są 3 dni w tygodniu przez 2 godziny, dodatkowo pierwszeństwo mają osoby chcące wyrobić paszport.
W miniony poniedziałek rowerzyści pojawili się w placówce z wypełnionymi dokumentami. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że pomimo wcześniejszych zapewnień urzędnika o spełnieniu wymaganych formalności, potrzebują jeszcze zaproszenia do Uzbekistanu. Co ciekawe, obywatelom krajów takich jak Niemcy, Szwajcaria, Francja, Kambodża czy Ukraina nie jest ono do uzyskania wizy potrzebne. Dodatkowo uzbecki urzędnik miał przy sobie „przez przypadek” wizytówkę firmy, która organizowała zaproszenia.
Co za tym idzie, Jacek, który ma dwa paszporty (polski i niemiecki), dostanie się do Uzbekistanu na dokument niemiecki, Damian załatwi wizę z zaproszeniem z zewnętrznej firmy, której znalezienie, ze względu na adresację w Turcji, nie było wcale proste. Początkowo rowerzyści szukali placówki po azjatyckiej stronie, niestety trafili tylko na uliczkę koło cmentarza, na której nie było żadnego budynku.
– Pytaliśmy czterech osób o jeden adres, a każda wskazała inną drogę, ponadto kierowała nas w innym kierunku. To jest standard, momentami myślę, że ci ludzie nie mają w ogóle pojęcia o danym adresie i po prostu albo chcą się nas pozbyć, albo udają pomocnych i kierują byle gdzie. Na szczęście, w końcu trafiłem na anglojęzczyną kobietę, która wiedziała, gdzie jest siedziba firmy po europejskiej stronie. Poprosiłem, aby zadzwoniła do placówki i zapytała, do której mają otwarte. Była godzina 14.00 i nie było wiadomo, czy byśmy nie pocałowali klamki. Odebrali. Okazało się, że czynne jest do godziny 18.00. Promem wróciliśmy do Europy. Kobieta wskazała na mapie, gdzie znajduje się siedziba i zasugerowała, by pytać o dokładną drogę lokalnych mieszkańców. Przyjąłem strategię, iż najpierw zapytam minimum trzy osoby o ten sam adres. Jeśli trasy się pokryją, to jadę (nigdy tak nie było), jeśli odstępstwa będą za duże, będę pytał dalej. O ostatecznym wyborze trasy miała zadecydować przewaga liczebna. Na szczęście po wielkich trudach w końcu trafiliśmy do celu – zrelacjonował naszym dziennikarzom swoją przygodę z poszukiwaniem firmy Damian.
Rozmowa na temat wizy i zaproszenia trwała godzinę. Niestety, okazało się, że nie obędzie się bez dodatkowych kosztów. Aby otrzymać zaproszenie świebodzinianin musiał zapłacić 180 dolarów, nie mając gwarancji, że w ogóle wizę otrzyma. Dokumenty zostały złożone. Damian czeka na decyzję, Jacek w minioną środę złożył wniosek, ale na paszporcie niemieckim. Dla odmiany, wizę do Tadżykistanu rowerzyści zdobyli bez problemu, po złożeniu formularzy i zapłaceniu 50 dolarów otrzymali dokument dosłownie po 10 minutach.
Nie pozostaje zatem nic innego, jak mocno trzymać kciuki, by przygoda ze zdobyciem uzebckiej wizy zakończyła się szczęśliwie i podróż, już bez większych trudności, mogła być kontynuowana, tym bardziej, że na globtroterów czeka jeszcze przeprawa z władzami Chin.
—
Opr. Daria Skowronek, fot. Jacek Łukasik