Na ostatnim przed wakacjami posiedzeniu komisji budżetowej powrócił problem mieszkań socjalnych oraz osób, które nie tyle co korzystają z różnego rodzaju dodatków socjalnych dlatego, że zmusiła je do tego sytuacja życiowa, ale dlatego, że uczyniły sobie z pobierania zasiłków z OPS-u sposób na życie.
Temat powrócił przy okazji głosowania nad zgodą na sprzedaż jednego z mieszkań przy ul. Łużyckiej. Mieszkańcy wspólnoty, ze względu na uciążliwość poprzedniego lokatora, złożyli do burmistrza wniosek, aby mieszkanie zostało sprzedane w przetargu. Radny Ryszard Kortus, przeciwny sprzedaży, argumentował, że nie można z góry zakładać, iż kolejni lokatorzy byliby uciążliwi. R. Kortus wskazał również, że w gminie z pewnością jest wiele rodzin, które są w trudnej sytuacji materialnej i życiowej i ucieszyłyby się z możliwości pozyskania mieszkania. Z takim podejściem nie zgodzili się inni radni.
– Z pierwszej ręki wiem, że sytuacja w tej wspólnocie nie była ciekawa. Pan, który zmarł, nadużywał alkoholu, schodziło się dziwne towarzystwo z całego miasta. Mieszkał tam 20 lat. Wspólnota we własnym zakresie wyremontowała klatkę, która została zniszczona. Dochodziło do zalań, mężczyzna nie chciał korzystać z toalety w domu, załatwiał potrzeby byle gdzie – mówił Paweł Śliwa.
– Uważam, ze jeśli wspólnota chce, by mieszkanie sprzedać w takim trybie, nie powinniśmy być przeciwni. By przekształcić mieszkanie z komunalnego na socjalne, jest potrzebna zgoda wspólnoty. Wiadomo, że w tej sytuacji zgody nie będzie – wskazywał Cezary Janas.
O problemach, z jakimi musi się zmagać wspólnota na os. Widok, mówił radny Mieczysław Bohonos.
– Powinniśmy zgodzić się na sprzedaż. Wspólnoty muszą płacić za tych, którzy tego nie robią. Są obciążane cudzym długiem. Wspólnota mieszkaniowa, w której zarządzie jestem, posiada dwa lokale socjalne. Ich zadłużenie wynosi 70 tys. zł. Za te pieniądze można by zrobić remont, ale musimy płacić za wodę, ścieki. Ponosimy odpowiedzialność za tych, którzy nie płacą. Uważam, że mieszkanie powinno zostać sprzedane – zakończył M. Bohonos.
Głos w dyskusji zabrał również burmistrz Dariusz Bekisz, który dobitnie podsumował obecny system pomocy społecznej, który zamiast pomagać, w wielu przypadkach jedynie wspiera patologię.
– Na dzisiaj jest tak, że osoba nie musi płacić za czynsz i za wodę, Chcemy egzekowawać opłaty, ale nie możemy nic zrobić, mamy związane ręce. Przychodzą i śmieją się w twarz. 95 proc. osób uczciwie pracuje i płaci, dlaczego te 5 proc. ma żerować na reszcie? Jeśli ktoś ma na alkohol, korzysta z OPS, nie widzę powodu, żeby mu pomagać. Takie życie to jego wybór. Nie rozczulajmy się nad nimi. Firmy chcą zatrudniać, korzystający z OPS bardzo często nie chcą pracować. Są roszczeniowi, chcą mieć wszystko podane na tacy. Nie jestem wielkim liberałem, ale nie zgadzam się na takie podejście. Mieszkań socjalnych nie będzie. Mieliśmy już próbkę przy ul. Sikorskiego. Budynek został zdemolowany. Lokatorzy zrobili dziury w podłogach w lokalach na parterze i swoje potrzeby fizjologiczne załatwiali dosłownie do piwnicy. Zadłużenie mieszkań jest straszne. Wprowadzaliśmy możliwość odpracowania długu, rozkładamy dług na raty. Z 20 osób, może dwie korzystają z takiej opcji i doprowadzają sprawy do końca. Nie ma woli ani chęci, żeby dług wobec gminy spłacać. Jednocześnie jest wola żeby mieć nową plazmę, samochód, codzienne imprezki. Woli żeby wziąć grabie i posprzątać na cmentarzu, tym samym odrobić zaległości, nie ma. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że większość tych ludzi tak naprawdę nie potrzebuje pomocy, oni nie chcą pracować. Nie jestem za tym, by mieszkanie „oddać”. Jak pokazuje życie, zostanie ono potem wykupione za 50 zł, biorąc pod uwagę, że mamy w gminie bonifikatę w wysokości 99,9 proc. Ktoś zatem mieszkanie weźmie za kilkadziesiąt złotych i za kilka miesięcy sprzeda je za kilkadziesiąt tysięcy. Jak pokazuje nasze doświadczenie, niestety bardzo często ten „ktoś” nie jest osobą płacącą. Nie do mnie należy decyzja, ale myślę, że radni powinni zdawać sobie z tego sprawę – zakończył D. Bekisz.
Ostatecznie na sesji radni przychylili się do wniosku mieszkańców budynku przy ul. Łużyckiej i przeznaczyli lokal na sprzedaż.
Pisać o tzw. „stypendystach” Ośrodka Pomocy Społecznej można bez końca. W grupie tej oczywiście znajdują się osoby, które z pomocy korzystają nie z wygodnictwa, ale z powodu różnego rodzaju zawirowań życiowych. Jak jednak pokazuje życie, ludzie ci chcą jak najszybciej wyrwać się spod skrzydeł opieki. Inną grupę stanowią beneficjenci, którzy z OPS-u korzystają od pokoleń. Zazwyczaj długotrwale bezrobotni (jednocześnie niezainteresowani podjęciem zatrudnienia), nie martwiąc się o rachunki, co miesiąc otrzymują różnego rodzaju zasiłki i dodatki. Czy jest to sprawiedliwe? Sprawa wątpliwa. Niestety, dopóki prawo nie zostanie zmienione i na zasiłek z OPS-u nie trzeba będzie sobie zasłużyć, nie ma co liczyć na to, że coś się zmieni.
Tak się składa, że nasza redakcja znajduje się w sąsiedztwie agencji jednego z banków i co środę obserwujemy spektakl, jak beneficjenci OPS-u przychodzą odebrać należne im pieniądze. Zdarza się, że przyjeżdżają po swoją, jak sami nazywają „rencinę”, „wypłatę”, taksówką i tą samą taksówką odjeżdżają. Inni po wyjściu z banku udają się do monopolowego i zakupiony alkohol wypijają przed sklepem. Komentarze kierowane pod adresem pracowników banku, kiedy szanowne towarzystwo musi czekać dłużej, niż sobie tego życzy, nie nadają się natomiast do cytowania. Roszczeniowa postawa, o której mówił burmistrz Bekisz, jest naleciałością z czasów słusznie minionych. Polacy przyzwyczaili się po prostu, że wszystko im się należy, a oni w zamian nie muszą robić nic. „Stypendyści OPS-u”, czyli ci, dla których zasiłki, zapomogi i każde inne finansowe wsparcie są sposobem na życie, nie pójdą nigdy do pracy, ponieważ im się to zwyczajnie nie opłaca. Podatnicy płacą przecież za nich składki ZUS, sponsorują wspomniane zasiłki, opłacają posiłki w OPS-ie. Po podjęciu zatrudnienia traci się przywilej korzystania z tych dobrodziejstw, dlatego w środę rano pod sąsiadującą z naszą redakcją agencją banku można usłyszeć, że trzeba być frajerem, żeby pracować.
—
Opr. Daria Skowronek, fot. Ewa Wójcik