Po dzisiejszym spotkaniu, jakie odbyło sie w świetlicy wiejskiej w Kiełczu, łatwo dojść do wniosku, że w tej wsi można powiedzieć wszystko. Wszystko oprócz dwóch słów: wybory i wiatraki.
W związku z kolejnymi perturbacjami budżetowymi, do jakich doszło na nadzwyczajenj sesji Rady Gminy w Szczańcu, na wniosek części radnych i za zgodą sołtysa, rady sołeckiej i mieszkańców tuż przed długim weekendem czerwcowym odbyło się spotkanie kiełczan, członków klubu Aktywna Jedność, wójta, sekretarza i skarbnika gminnego.
Dwugodzinne słowne przepychanki nie przyniosły jednak żadnego skutku. Niemal każdy wychodził z sali z takimi samymi przekonaniami, z jakimi przyszedł na spotkanie.
Wniosek mieszkańców był jasny. Chcą oni, aby radni przegłosowali na najbliższej sesji nadzwyczajenj zmiany w uchwale budżetowej, dzięki którym gmina będzie mogła złożyć do LGD „Działaj z nami” wniosek o środki na remont świelticy.
Radni nie podjęli takiej decyzji na ostatniej sesji nadzwyczajnej. Jednym z powodów jest odkładana od lat rozbudowa świetlicy w Wilenku. Jak tłumaczą radni Aktywnej Jedności, nie może być tak, że w jednej wsi robi się remont, którego nie było w planie budżetowym na ten rok, a jednocześnie sołtysa innej miejscowości odsyła się z kwitkiem i tłumaczy, że w gminnej kasie nie ma pieniędzy nawet na dokumentację projektową.
Mieszkańcy Kiełcza podczas spotkania byli bardzo zaangażowani. Wydaje sie jednak, że nie do końca rozumieją powody, którymi kierowali się radni podczas głosowania i nawet nie chcieli ich zrozumieć.
Obie strony przekrzykiwały się wzajemnie. Jedna z kobiet dość odważnie wyliczała, że mieszkańcy Wilenka powinni się wziąć do roboty, a nie czekać na gotowe i tłumaczyła zawzięcie, ile pracy i serca włożyli w swoją salę kiełczanie.
Rzeczona kobieta nie powiedziała jednak, czy była kiedykolwiek w Wilenku i czy widziała znajdującą się tam świetlicę. Owy lokal ma przecież około 15 metrów kwadratowych całkowitej powierzchni. Mieści się w niej 5 osób, a każda kolejna tworzy tłok.
Nie ma więc możliwości, aby sposobem gospodarczym stworzyć tam miejsce dla dzieci, toaletę, pomieszczenie gospodarcze i kuchnię z choćby jedną szafką. Tak naprawdę świetlica stanowi dziś przechowlanię wyposażenia, a wszystkie wydarzenia są organizowane pod chmurką.
Dodatkowe środki z LGD, o których sekretarz gminy Beata Amrogowicz dowiedziała się na walnym zebraniu to z pewnością szansa na odnowienie dwóch świetlic w gminie Szczaniec, które wymagają remontu. Nie powinno się dyskutować, czy dołożyć potrzebną kwotę, czy nie. Te pieniądze skarbniczka z wójtem znaleźli, radni powinni więc „klepnąć” uchwałę.
Pani skarbnik mówiła, że gmina jest obecnie w dobrej sytuacji finansowej. Zadłużenie na koniec 2014 roku będzie mniejsze, niż pół roku temu. Zaciągane w tym roku pożyczki mają konkretny cel, którym jest wyprzedzające finansowaie inwestycji i zostaną one spłacone, gdy gmmina uzyska wnioskowane środki zewnętrzne.
Nie wiadomo więc, dlaczego wójt do tej pory nie spełnił obietnicy sprzed 1,5 roku. Na spotkaniu w Wilenku obiecał, że do końca 2013 roku zostanie zrobiona dokumentacja na rozbudowę świetlicy. Do tej pory nic w tej sprawie nie zrobiono, a Ryszard Walkowiak wciąż tłumaczy, że nie ma na to pieniędzy.
Jak więc wygląda sytuacja w Szczańcu? Czy pieniądze znajdują się tylko tam, gdzie wójt może liczyć na poparcie w zbliżających się wyborach, czy też każdy mieszkaniec może liczyć na równe traktowanie? Po co mówić ludziom, że radni są niedobrzy, bo nie chcą dołożyć do nieplanowanej wcześniej inwestycji, skoro nie ma dobrej woli w urzędzie na wybudowanie świetlicy we wsi, ktorej mmieszkańcy z sołtysem na czele niemal na kolanach proszą o godne warunki dla swoich dzieci.
W Kiełczu mieszka około 100 osób, w Wilenku także mieszka około 100 osób i obu miejscowościom należą się świeltlice na miarę XXI wieku.
Rację mają w Kiełczu, zarzucając radnym blokowanie remontu ich sali. Pieniądze na ten cel leżą na ulicy i trzeba tylko się po nie schylić. Z drugiej strony w Wielnku mają prawo czuć sie tak, że w tym samym czasie ich inwestycja kolejny raz jest odkładana w czasie. Kiełczanie z kolei nie są winni temu, że władze gminy przez ostatnie lata nie doprowadziły do rozbudowy tego obiektu. I przez ten jeden budynek inne inwestycje nie mogą być blokowane.
Nikt nie próbował podczas spotkania umniejszać zasług kiełczan, którzy dbają o swoją salę i którzy doprowadzili ją do całkiem niezłego stanu. Nie można jednak zapominac o tym, o czym przez cały czas próbował mówić radny Daniel Sokołowski, rada jest od tego, aby dbać o interesy całej gminy i nikogo nie pomijać.
Nielubiane w Kiełczu słowo „wybory” jest chyba jednak jedynym lekarstwem na wszystkie bolączki tej małej rolniczej gminy powiatu świebodzińskiego.
—
Opr./fot. Ewa Wójcik
{fcomment}