Ostatnim włodarzem gminy z powiatu świebodzińskiego, z którym rozmawialiśmy po listopadowych wyborach był wójt Szczańca Krzysztof Neryng. Zapytaliśmy o kampanię wyborczą, współpracę z radnymi oraz zarzuty, które kierują pod jego adresem konkurenci i oponenci.
Jak ocenia pan listopadową kampanię wyborczą?
– Kampania była długa i trudna. Skończyła się moim zwycięstwem. Cieszy mnie zaangażowanie mieszkańców w wyborach. Frekwencja była bardzo wysoka. Uważam, że mieszkańcy dojrzeli do zmian i ich chcieli, dlatego też zagłosowali tak, a nie inaczej. Jednocześnie cieszę się, że wybory mam już za sobą. Czeka mnie sporo pracy, ale jestem pewien, że sobie poradzę.
Czy wynik wyborów pana zaskoczył?
– Wynik wyborów zaskoczył mnie. Miałem nadzieję, że wszystko rozstrzygnąć może się na moją korzyść już w pierwszej turze. Spodziewałem się tego, że z panem Ryszardem Walkowiakiem będziemy mieli podobną liczbę głosów, pani Wiesławy Sieńkowskiej nigdy nie traktowałem jako poważnej kontrkandydatki. Uważam, że liczba oddanych na mnie głosów pozwala mi mówić, że moja przewaga nad konkurentami była wyraźna.
Jak widzi pan swoją współpracę z obecną radą?
– Z częścią rady niestety w ogóle nie ma współpracy. Pokazują to na różne sposoby. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma konkretnych powodów, dla których ta współpraca nie może istnieć. Są to przede wszystkim radni, którzy weszli z komitetu pana Walkowiaka oraz pani Sieńkowska, która, będąc w wielkiej opozycji do byłego wójta w przeszłości, w II turze poparła właśnie pana Walkowiaka. Mam teoretyczną większość w radzie, sześciu radnych ze swojego komitetu oraz dwóch radnych z komitetu pani Sieńkowskiej, którzy wspierają mnie w momencie, kiedy uważają, że moje działania są słuszne. Zapowiada się, że współpraca z radą będzie układała się bardzo ciężko. Muszę podkreślić, że nie mam wrażenia, ze gmina jest podzielna na pół. Jednocześnie mam jednak świadomość, że pewna grupa osób nie może pogodzić się z wynikiem wyborów. Zdaję sobie sprawę również z tego, że działania tej grupy osób i niektórych radnych doprowadzić mogą do tego, że gmina rzeczywiście się podzieli. Rozpowszechniane są kłamstwa i oszczerstwa na mój temat, które będę miał okazje wyjaśnić na zebraniach sołeckich. Jest to smutne i nie świadczy najlepiej o moich przeciwnikach.
Wspomnieni przed chwilą przeciwnicy zarzucają panu, że zatrudnił pan asystenta zaraz po wygranej, ponieważ na niczym pan się nie zna.
– Nie odniosłem jeszcze wrażenia, że sobie nie poradzę. Argument, że zatrudniłem Daniela Sokołowskiego, bo się na niczym nie znam jest bezpodstawny. Żenujące jest to, że padają również zarzuty, że pan Sokołowski na niczym się nie zna. Czyli osobno nie znamy się na niczym, a razem umiemy wiele. Jest to absurd i argumenty tego typu są poniżej jakiegokolwiek poziomu. Zarzuca mi się, że czegoś nie potrafię, kiedy nie miałem jeszcze okazji się wykazać jako wójt. Gdyby te zarzuty pojawiły się po roku czy po całej kadencji byłbym w stanie to zrozumieć. Jeżeli na samym początku mojego urzędowania padają stwierdzenia, że się nie znam to brakuje mi słów. Te argumenty nie są śmieszne, są złośliwe.
Jak wyglądać będzie przyszłoroczny budżet?
– Nie muszę trzymać się sztywno budżetu. O tym wiem nie tylko ja, ale i moi konkurenci, którzy zarzucają mi, że nie zamieściłem w budżecie moich obietnic wyborczych. Zarówno ja, tak i oni doskonale zdają sobie sprawę, że nie ma takiej potrzeby. W roku ubiegłym uchwała budżetowa gminy była zmieniona kilkakrotnie. Radni wiedzą zatem, że tematy inwestycyjne można do budżetu wprowadzić w trakcie roku.
—
Opr. / fot. Daria Skowronek