– W poniedziałek rano u mnie – powiedział burmistrz Dariusz Bekisz do dyrektora Świebodzińskiego Domu Kultury Stanisława Mosiejki, odbierając po sobotnim spektaklu pamiątkowy dyplom. Wcześniej jednak pokazał wszystkim, że nie ma węża w kieszeni. Czy dyrektor został przy wszystkich wezwany na dywanik?
Raczej nie. Wszyscy już się przyzwyczaili, że coroczne widowisko przygotowane przez ŚDK jest nie tylko przeglądem pracy działających w naszym mieście sekcji zainteresowań, ale także prośbą do władz miasta wypowiedzianą między wierszami bajkowej opowieści.
Po bilet na spektakl główny zaplanowany na sobotę na godzinę 18.00 trzeba było się wybrać zaraz po tym, jak wejściówki zostały wydrukowane. Zainteresowanie tym konkretnym występem jest największe, ponieważ właśnie po jego zakończeniu na scenę wywoływani są ci, którzy w ostatnim roku pomogli świebodzińskiej placówce kulturalnej najbardziej. To także okazja dla dyrektora do powiedzenia głośno o bolączkach ŚDK. Dobry nastrój towarzyszący wszystkim po spektaklu pozwala na przemycenie próśb, wniosków i żali w sposób niezwykle humorystyczny. Dzięki tym niedopowiedzeniom ukrytym przez scenarzystów widowisko jest atrakcyjne dla małych i dużych. Żeby zobaczyć bajkę ze szczęśliwym zakończeniem, wystarczy wybrać się na występ. Żeby zrozumieć znaczenie przenośne, trzeba choć trochę znać Świebodzin, rządzące miastem zależności, jego potrzeby i słabości.
{loadposition adsense}
Tym razem przenieśliśmy się do indiańskiej wioski, a dokładnie plemienia ŚDuK-sów, które tak szybko się rozrasta, że zaczyna brakować miejsca do życia. Wokół złowrogie białe twarze patrzą tylko, jak pozbyć się czerwonoskórych. Na pomoc przychodzi oczywiście Rada Starszych, która razem z młodszymi pokoleniami wybiera się w podróż do Wielkiego Manitu. To on ma podać rozwiązanie zagadki. Tak naprawdę wszystko zależy od Węża w Kieszeni i 21 mędrców, którzy od niedawna sprawują swój urząd.
Po drodze jest czas na rytualne tańce, śpiewy, muzykowanie i obrzędy. Po brudnych, czerwonych piętach ŚDiuKsom depczą kowboje, którzy, jak się okazują, potrafią nieźle wywijać nogami, a co poniektórzy są bardzo uzdolnieni muzycznie. Całe widowisko skrada jednak Kojot swoistym tańcem.
Jak łatwo się domyślić, tematem przewodnim bajki o czerwonoskórych stała się rozbudowa budynku ŚDK. Wyremontowana sala widowiskowa oraz korytarz wejściowy to jedynie wierzchołek góry lodowej. Potrzeb jest znacznie więcej. Z roku na rok przybywa sekcji zainteresowań oraz mieszkańców, którzy w nich pracują. Tylko ci, którzy nie znają Świebodzina mogą twierdzić, że jest to nowy problem. Projekt rozbudowy gmachu leży w gabinecie dyrektora od lat. Burmistrz nie zgadza się jednak na wyłożenie potrzebnych pieniędzy z miejskiej kasy. Liczy na środki zewnętrzne. I tu pojawia się właśnie problem rzeczonych mędrców i Węża w Kieszeni obradujących w wigwamie z wieżą. Bez ich dobrej woli pieniędzy na dobudówkę nie będzie i czerwonoskórzy w końcu się nie pomieszczą. Może zdecydują się zająć wigwam z wieżą?
Dwa lata temu widowisko „ROK, czyli co wymyśliły Robaki” było wołaniem o remont sali. Do premiery kolejnego spektaklu udało się przeprowadzić modernizację. Wodne stworzenia w 2014 dziękowały za ten szczodry gest. Być może za rok aktorska trupa ŚDK będzie miała powody do podziękowań. Miasto złożyło wniosek do ministerstwa w sprawie środków na rozbudowę. Jeśli zostaną przyznane, dom kultury znacznie się powiększy i dzięki temu wszyscy będą mieli warunki pracy na miarę XXI wieku, a nie słusznie minionej epoki towarzysza Gierka.
Co roku główne role są powierzane innym pracownikom domu kultury. Dzięki temu możemy poznać ich z innej strony. Na scenie są to już nie tylko instruktorzy, opiekunowie, nauczyciele i trenerzy, ale przede wszystkim aktorzy-amatorzy z fantastycznym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Niezmiennie jednak w rolę superbohatera wciela się dyrektor Stanisław Mosiejko, a Robert Kaczmarek dba o techniczną stronę widowiska. W tegorocznym spektaklu brawurowo rolę wspomnianego Kojota zagrał Adam Wierzchoń, który na co dzień jest pracownikiem technicznym. Scenarzyści przedstawienia „El Yanika” nie mogli nie dostrzec aplauzów z ubiegłych lat, jakie otrzymywali bohaterowie grani przez A. Wierzchonia i tym razem napisali dla niego nieco dłuższą rolę. Dzięki temu część widowni płakała ze śmiechu, gdy Kojot wykonywał taniec na skałach. Nowością był udział sekcji teatralnej prowadzonej przez Małgorzatę Sawiak. Dzięki takiemu zapleczu i doświadczeniu członków Zespołu działającego przy Gimnazjum nr 1, można było powiększyć rzeszę aktorów. Fantastycznie swoich podopiecznych przygotowali Remigiusz Rabiega, Sylwia Szostak, Olga Wywrocka, Tomasz Szylko i Wioleta Jocz, którzy sami także zaprezentowali swoje talenty. Pracownicy, których najczęściej można spotkać na korytarzach domu kultury, a którzy na tę wyjątkową okazję stali się członkami plemienia ŚDiuKsówi mieszkańcami kanionu to także: kierowniczka działu artystycznego Beata Czechowska, Kinga Wojdan, Marta Napierała, Krzysztof Juszyński, Dominik Kramasz. Radą Starszych stał się na jeden weekend Kabaret Bakalaret Świebodzińskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Wszystkich aktorów, tancerzy, muzyków nie sposób wymienić. Pewne jest natomiast, że każdy widz dostrzegł na scenie kogoś znajomego.
Nie można pominąć kostiumów i scenografii. Z każdym kolejnym spektaklem poziom widowiska jest wyższy. Nie udałoby się to, gdyby nie wsparcie mieszkańców miasta i firm, które pomagają w organizacji. Po tylu występach wydaje się, że kiedyś scenarzystom zabraknie pomysłów. Nic bardziej mylnego. S. Mosiejko i B. Czechowska już teraz zapraszają na widowisko za rok. Oby w większym, odnowionym domu kultury.
—
Opr. /fot. Ewa Wójcik