Wczoraj odbyło się zebranie mieszkańców Dąbrówki Wielkopolskiej z wojewodą Katarzyną Osos, burmistrzem Wiesławem Czyczerskim oraz przedstawicielami służb kontrolujących po pożarze sortownię śmieci Wexpool.
Spotkanie odbyło się w bardzo spokojnej atmosferze. Padło wiele rzeczowych pytań i odpowiedzi. Głównym problemem był oczywiście stan środowiska, możliwość spożywania warzyw i owoców, a także wznowienie pracy przez sortownię. Na zebraniu niestety nie pojawił się przedstawiciel Wexpoolu. Wg inspekcji sanitarnej, inspekcji ochrony środowiska oraz wojewody prokurent spółki wyraża chęć współpracy. Przypomniano między innymi, że podczas akcji gaśniczej były dostarczane ratownikom posiłki, a koszt części paliwa zużytego przez strażaków pokrył właśnie Wexpool.
Mieszkańców Dąbrówki interesowały wyniki badań warzyw i owoców. Niestety te jeszcze nie są znane, dlatego utrzymane zostało zarządzenie burmistrza dotyczące powstrzymania się od spożywania produktów rolnych z przydomowych ogrodów i sadów. Wiadomo natomiast, że pożar nie wpłynął negatywnie na stan zdrowia zwierząt gospodarskich. Wojewoda Katarzyna Osos poinformowała, że urząd wojewódzki zagwarantuje mieszkańcom pomoc prawną, jeśli okaże się, że pożar wpłynął negatywnie na jakość płodów rolnych.
W naszym kraju obowiązuje prawo do swobody działalności gospodarczej. Nie ma więc mowy o tym, żeby bez odpowiedniej kontroli i wniosków pokontrolnych zakazać, a nawet wstrzymać pracę w jakiejkolwiek firmie.
Przedstawiciele służb obecnych na wczorajszym spotkaniu podkreślali jednak, że priorytetem jest teraz uporządkowanie terenu firmy. – Rozpoczęliśmy kontrolę. Dziś byłem po raz pierwszy na terenie zakładu. Przyjechaliśmy z Warszawy, ponieważ informacje medialne mówiły o inwazji szkodników owadzich i uważam, że błąd popełniony przez zakład nie może powodować takich uciążliwości dla mieszkańców. Jesteśmy, aby przeanalizować sprawę, jak usunąć uciążliwości oraz określić, jak nieprawidłowości powinny zostać wyeliminowane. Pierwszym elementem nieodzownym jest usunięcie szkód, które zakład powodował. A więc bez przywożenia jakichkolwiek nowych odpadów, usunąć te odpady, które są i które mogą być przyczyną kolejnej gradacji szkodników owadzich. Jedynie usunięcie tych odpadów, które są obecnie zaowadzione daje gwarancję braku powtórzenia się ataku szkodników w przyszłości. Jakie będą wyniki kontroli, przekażemy burmistrzowi – mówił zastępca Głównego Inspektora Ochrony Środowiska.
– Najważniejsze jest, aby tej hałdy się pozbyć. Pozostawienie tego przyniesie bardzo negatywne skutki. Mamy podobny problem w Nowej Soli. Podejmujemy działania, aby odpady były zutylizowane albo przetworzone. Ważny jest stały monitoring i kontrole, aby państwo czuli się bezpiecznie i aby nie było sytuacji zagrożenia zdrowia. Nieprawidłowości w funkcjonowaniu zakładu są sprawdzane. Chcemy mieć czarno na białym, aby pdjąć stosowne decyzje. Chcemy ten problem rozwiązać – mówiła K. Osos.
Mieszkańcy zrobili listę gospodarstw, z których pobrane będą próbki do badań na obecność substancji szkodliwych na płodach rolnych. Koszt badań pokryje wojewoda. Jedna z mieszkanek na dowód obecności pyłów popożarowych pokazała natkę pietruszki, która wyrosła w ogrodzie w Dąbrówce.
– Bardzo dobrze, że się tutaj spotykamy. Miło mi słyszeć, że wszystko będzie dobrze. Chciałbym jednak zasiać ziarno niepewności. Chciałbym usłyszeć od państwa, czy mają Państwo plan „b”? Co się stanie, jeśli zakład zawiesi kłódkę na swojej bramie? Czy znają państwo zdanie prokurenta w tej sprawie? Czy rozmawiali państwo na ten temat? – pytał radny Marek Pych.
– Zakład musi przerobić to, co ma. Tego się trzymamy. Zakład wyraził akces takiego działania. Wiemy, że produkcja częściowo ruszyła, ale bez dowozu z zewnątrz. Mamy informację z firmy, że rozmawiają z cementownią, która zadeklarowała odbiór paliwa. Jeśli firma zawiesi kłódkę, będziemy musieli się z tym zmierzyć, podobnie jak w Nowej Soli, gdzie rozwiązanie problemu będzie kosztowało kilka milionów złotych. Ten proces potrwa tam znacznie dłużej niż rok. Firma nie pozostanie bezkarna, jeśli udowodnione zostaną jakiekolwiek nieprawidłowości. Przesłałem wszystkie dokumenty do prokuratury, która prowadzi śledztwo. Zamknięcie firmy spowoduje wielomilionowe straty – mówił Waldemar Kaak z centrum zarządzania kryzysowego wojewody.
– Firma wykazuje chęć współpracy. W przypadku zamknięcia firmy spadnie ten problem na administrację. Na posiedzeniu sztabu ustaliliśmy, że będziemy pracować wspólnie i nie będziemy zrzucać problemu jedni na drugich – deklarowała K. Osos.
– Wszyscy mają zrobić wszystko, aby rozwiązanie problemu nastąpiło jak najszybciej. Padła niepopularna data połowa przyszłego roku – mówił W. Kaak.
Dyskusje na poszczególne tematy trwały kilkadziesiąt minut. Mieszkańcy pytali o wszystkie ważne dla nich kwestie. – Nie można dopuścić, że głupota, niekompetencja, złe prowadzenie instalacji doprowadziło do takich skutków w środowisku – mówił GIOŚ.
Zasadnicze pytanie, jakie dziś zadaje sobie każdy zadał jeden z mieszkańców: – Czy ten zakład powinien stać tam, gdzie stoi?
– Już nic nie zostanie zlekceważone, a nie wykluczam, że coś zostało wcześniej zlekceważone. To był już szósty pożar. Skądś to się wzięło – mówił W. Kaak.
Wydaje się, że mimo ugaszenia pożaru, największy problem zakład Wexpool będzie dopiero miał. Problemy spółki są jednak niczym w obliczu tego, z czym przez ostatnie kilka lat codziennie zmagali się mieszkańcy Dąbrówki. Kiedy kilka lat temu stwierdziłam, że dla Dąbrówki Wexpool jest kulą u nogi, prawnicy spółki wystosowali pismo, w którym „prosili” o wyciągnięcie ode mnie konsekwencji służbowych. Dziś nie boję się kolejny raz napisać, że sortownia śmieci stała się kulą u nogi nie tylko dla Dąbrówki, ale także dla gminy, powiatu oraz wszystkich służb ratowniczych. Potrzebny jest dowód? Niech za taki dowód służy kalkulacja kosztów poniesionych przez strażaków. Kwota, która padła na zebraniu to 100 tysięcy złotych. Tyle zapłacili podatnicy za gaszenie pożaru w sortowni śmieci w Dąbrówce. Oprócz strażaków były też inne służby.
Ze śmieciami coś musimy robić, gdzieś muszą być utylizowane, sortowane. Pytanie podstawowe: dlaczego kilkadziesiąt metrów od domów i mieszkań?
—
Opr./fot. Ewa Wójcik