Poziom żenady i absurdu, który szczanieccy radni zaprezentowali na ostatniej sesji, pokazuje, że sprawowanie funkcji publicznych dla niektórych osób powinno być zabronione. Gwiazdą spektaklu była, co nikogo zapewne nie zdziwi, przewodnicząca Wiesława Sieńkowska. Postać drugoplanową zagrał, nagle i niespodziewanie, Tadeusz Najdek.
W. Sieńkowska traktuje sprawowanie funkcji przewodniczącej Rady Gminy w Szczańcu jak swój prywatny folwark. O tym, że radna ma niezaspokojoną potrzebę rządzenia, wie już chyba każdy mieszkaniec tej małej wiejskiej gminy. Jednak sposób prowadzenia przez nią ostatnich obrad był na tak żenującym poziomie, że trudno było skupić się na merytorycznej części sesji. Przewodnicząca zapomina momentami, że nie jest w szkole i radni nie są uczniami, których podniesionym głosem można przywoływać do porządku. Podczas gdy radni chcieli dyskutować nad uchwałą, którą za chwilę mieli podjąć, W. Sieńkowska odpowiadała, że swoje zdanie wyrażą w głosowaniu. Takie zachowanie, gdzie głos daje według uznania nazywane jest potocznie „zamordyzmem”. W przypadku Szczańca jest to określenie zdecydowanie zbyt łagodne.
Sprawa dotyczy dwóch uchwał wprowadzonych przez przewodniczącą W. Sieńkowską do porządku obrad. Dotyczyły one zmiany składu komisji rewizyjnej, a dokładnie wyrzucenia z niej Janusza Błażkowa. Radny Błażków złożył wniosek o wykreślenie obu uchwał z porządku. Radni zwracali uwagę, że w komisji rewizyjnej ciągle dochodzi do zmian. Pytali przewodniczącą, dlaczego tak się dzieje. – Tak zadecydowałam. Rada głosuje – odpowiedziała W. Sieńkowska. To był dopiero początek przedstawienia. Porządek nie został zmieniony, ponieważ na sali było 14 radnych – 7 w koalicji z przewodniczącą, 7 przeciwnych jej działaniom.
Najważniejszym punktem czerwcowej sesji było podjęcie uchwały w sprawie udzielenia wójtowi absolutorium za wykonanie ubiegłorocznego budżetu. I tu wielka niespodzianka. Radni, którzy popierali w listopadowej kampanii wyborczej byłego wójta Ryszarda Walkowiaka i teraz są w opozycji do Krzysztofa Nerynga nie podjęli nawet dyskusji dotyczącej absolutorium, po czym wstrzymali się od głosu. Wójt Neryng nie otrzymał więc absolutorium za wykonanie budżetu, na którego kształt nie miał wpływu i którym zarządzał zaledwie miesiąc. Niepodjęcie uchwały nie ma jednak żadnych skutków prawnych, tym bardziej, że Regionalna Izba Obrachunkowa w Zielonej Górze wydała pozytywną opinię. W tym punkcie obrad przewodnicząca także wykazała się brakiem wiedzy. W momencie, kiedy głosowanie nad uchwałą absolutoryjną zakończyło się wynikiem 7 głosów za, 7 wstrzymujących się, uchwała nie została przyjęta. Tymczasem przewodnicząca W. Sieńkowska powiedziała: – Stwierdzam, że uchwała w sprawie udzielenia absolutorium nie została podjęta. W takim razie absolutorium nie zostało udzielone, w związku z czym będzie uchwała w sprawie nieudzielenia absolutorium. Żeby uchwała została podjęta, musi być ustawowa większość. W naszym wypadku jest to 8 osób. W takim razie u nas będzie to uchwała o nieudzieleniu absolutorium.
Jest to niezgodne z prawdą, ponieważ uchwałą w sprawie nieudzielenia absolutorium nie została nawet przygotowana, więc nikt nad takim projektem nie głosował. Po prostu radni nie podjęli uchwały. To był jednak dopiero wstęp do tego, co działo się chwilę później.
Kiedy przyszedł czas na podjęcie uchwał dotyczących składu komisji stałych, rozpoczął się cyrk. W. Sieńkowska przeczytała tytuł uchwały i po prostu zapytała kto jest za przyjęciem dokumentu. Dyskusja nie była przewidziana. – Pani przewodnicząca robi pani zmiany w komisjach, nie uwzględniając tego ze wszystkimi radnymi – powiedziała wprost Krystyna Branicka. – Dlatego radni teraz będą głosować – odpowiedziała W. Sieńkowska. – Uważam, że jest to bardzo niepoprawna rzecz, która ma miejsce w naszym gronie. Jest to coś, co jest niedopuszczalne – mówiła spokojnie radna Branicka. – Radni zaraz zagłosują – powtarzała jak mantrę Sieńkowska. – Jest pani także moją przewodniczącą i powinna pani pewne rzeczy konsultować z radnymi. Proszę na to zwrócić uwagę. Nie można takich rzeczy robić. Moja osoba może się pani nie podobać, ale musi się pani ze mną też liczyć. Ja nadal mam mandat, nikt mi go nie odebrał. Nie może robić pani roszady w komisjach, nie uzgadniając tego z innymi – tłumaczyła Branicka. – Liczę się, dlatego zaraz państwo podejmiecie decyzję. To państwo podejmą decyzję, a nie ja – ripostowała Sieńkowska. – Rozumie pani, co ja do pani mówię – nie dawała za wygraną radna Krystyna Branicka. – Rozumiem, dlatego informuję panią w sposób dość wyraźny, że takie prawo przewodniczący rady ma, a państwo zagłosują – zakończyła przewodnicząca.
Atmosfera była już bardzo gęsta. Wystarczyła iskra, żeby ktoś powiedział o dwa słowa za dużo. Uchwała dotycząca zmian w komisji rewizyjnej nie została podjęta, ponieważ 7 radnych głosowało za, 7 było przeciwnych. Na sali nie było radnego T. Najdka, który jest w nieformalnej koalicji z W. Sieńkowską. Gdyby przyszedł na sesję, z komisji rewizyjnej zostałby usunięty J. Błażków.
Kolejna uchwała dotyczyła składu komisji stałych i była następstwem poprzedniej uchwały. I procedowanie tego dokumentu okazało się dla przewodniczącej Sieńkowskiej nie lada wyzwaniem. Niby głosowanie się odbyło, ale nie do końca, niby uchwała była potrzebna, ale stuprocentowej pewności nikt nie miał. Wprawdzie W. Sieńkowska zapytała, kto jest za przyjęciem uchwały, kto jest przeciwny, ale radni nie podnieśli rąk. To jednak nie przeszkodziło przewodniczącej, aby, bez liczenia głosów, stwierdzić, że uchwała nie została podjęta, a w dalszej części sesji wrócić do tej samej uchwały i procedować ją jeszcze raz, żeby drugi raz stwierdzić, że wymaganej większości nie ma.
Wspomniany wcześniej T. Najdek, który pokrzyżował plany przewodniczącej, nie biorąc udziału w głosowaniach, przyszedł na sesję, kiedy obrady praktycznie się zakończyły. Do omówienia został tylko ostatni punkt, czyli tak zwane sprawy różne. Zadzwoniliśmy dziś do biura rady i zapytaliśmy, czy radny otrzymał dietę za sesję. Pracownica biura rady poinformowała nas, że i owszem, 300 zł T. Najdek otrzymał i zapewne nie pomyślał nawet, że te pieniądze mu się nie należą, ponieważ był na wagarach i w podejmowaniu ważnych dla gminy uchwał nie brał udziału. Ale formalnie listę podpisał, więc, „czy się stoi, czy się leży…”
Jak słusznie zauważył sekretarz gminy Czesław Słodnik, w Szczańcu brakuje zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Sekretarz zaprosił nawet wszystkich radnych na nieformalne spotkanie, podczas którego rada ma ustalić zasady współpracy, których każdy ma się trzymać. Ma to pomóc w powrocie do normalności. Przepychanek wszyscy już mają dość. One do niczego nie prowadzą. Wydaje się jednak, że urażona brakiem poparcia mieszkańców duma przewodniczącej Sieńkowskiej nie pozwoli pani radnej wznieść się ponad podziały i prowadzić obrad w taki sposób, aby wszyscy po kilku latach wojny wreszcie zaczęli pracować. W końcu za to otrzymują od mieszkańców dietę. Radna Sieńkowska jest przewodniczącą i ma jedynie poparcie 7 osób w radzie i chyba zapomniała, że 90 proc. mieszkańców gminy zdecydowało w listopadzie, że nie jest dobrym kandydatem do rządzenia gminą. Może wakacje, które przeznaczone są na odpoczynek, choć trochę uświadomią znacznej większości szczanieckiej rady, że ich postępowanie nie przystoi osobom, sprawującym funkcje publiczne.
—
Opr./fot. Ewa Wójcik