Po miesięcznych wakacjach, radni wzięli się do pracy. Dziś odbyło się posiedzenie Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej w Świebodzinie. Głównym punktem było rozpatrzenie dwóch skarg. Jedna – typowo techniczna – wpłynęła z prokuratury i dotyczy wzorów deklaracji podatkowych (nie ma wpływu na wysokość pobieranych przez gminę podatków i opłat lokalnych), drugą natomiast złożyła do burmistrza prezes ogniska ZNP przy Gimnazjum nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Świebodzinie Jolanta Monczyn na działalność dyrektorki Ewy Chodkiewicz.
Wydawało się, że sprawa dotyczy bardzo poważnych aspektów życia „Jedynki”, ponieważ w złożonym u burmistrza dokumencie mowa jest o mobbingu, naruszaniu godności pracowników, a nawet niszczeniu wizerunku szkoły. Okazało się jednak, że skarga została napisana pod wpływem emocji, a Jolanta Monczyn nie miała wystarczających i rzeczowych argumentów na poparcie swoich zarzutów.
Już na początku konfrontacji obu stron konfliktu, przewodniczący komisji rewizyjnej Ireneusz Woźniak podkreślił, że sprawa nie powinna trafić na posiedzenie komisji, ponieważ obie panie powinny rozwiązać ją między sobą. To, co działo się przez kolejne dwie godziny, potwierdziło tezę przewodniczącego.
Konfrontację można określić najkrócej: słowo za słowo, przepychanki i piaskownica.
– Gdzieś panie się poróżniły i środowiska się poróżniły. Tu zawodzi komunikacja po prostu. Jeśli dwie panie nie usiądą i się nie dogadają, i nie zechcą ze sobą rozmawiać, to żadna komisja rewizyjna ani sąd pań nie pogodzi i winy nie wskaże. Szukałem elementów mobbingu ze strony pani dyrektor, ale w uzasadnieniu tego pisma nie znajduję żadnego elementu mobbingu. Jest przecież ściśle opisane, co to jest mobbing – fizyczny, psychiczny, ale nie ma tutaj aspektów mobbingu – już na początku dyskusji mówił poirytowany I. Woźniak i dodał, że nie chce się bawić w komisję śledczą, ponieważ, jak podkreślił, nie czuje się specjalistą z dziedziny prawa.
Radny Franciszek Karczyński zwrócił na samym początku uwagę, że skarga na dyrektorkę „Jedynki” jest efektem skargi, którą E. Chodkiewicz złożyła wcześniej na działania Jolanty Monczyn jako prezesa ogniska ZNP. Jak wyniknęło w późniejszej rozmowie, był to zapalnik, który spowodował lawinę zdarzeń.
Każda szkoła, oprócz pełnienia funkcji edukacyjnych i opiekuńczych, jest także zakładem pracy. Organizacja pracy różni się jednak od „zwykłej” fabryki. Otóż zgodnie z archaiczną ustawą, nauczyciele (między innymi gimnazjów) prowadzą zajęcia dydaktyczne z uczniami przez 18 godzin w tygodniu. Dla wielu nauczycieli jest to wykładania ich czasu pracy. Zapominają oni jednak, że ich czas pracy to 40 godzin tygodniowo (źródło: art. 42 Karty Nauczyciela). Przez taką liczbę godzin pozostają oni do dyspozycji dyrektora szkoły. Wiadomym jest, że oprócz prowadzenia lekcji, są także: rady pedagogiczne, spotkania z rodzicami, zajęcia i czynności związane z przygotowaniem się do zajęć, samokształcenie i doskonalenie zawodowe. Rzadko zdarza się jednak, aby nauczyciel na te dodatkowe zajęcia potrzebował brakujących 22 godzin w tygodniu. Dyrektor nie zmusza też nauczycieli do mycia okien i grabienia terenu wokół budynku. Zdarza się jednak, że pod nieobecność jednego z pedagogów musi zastąpić go inny, ponieważ w szkole najważniejsi są uczniowie, którym należy zapewnić opiekę.
Dyrektor E. Chodkiewicz przyznała, że większa część grona pedagogicznego „Jedynki” nie robi problemów i zastępuje kolegów i koleżanki. Zdarza się jednak, że zarówno ona, jak i jej zastępca słyszą od nauczyciela wprost, że ten nie pójdzie na zastępstwo, ponieważ skończył już swoje lekcje i ma wolne. Ten temat dyrektorka gimnazjum poruszyła podczas rady pedagogicznej. To nie spodobało się jednak szefowej ZNP. –
Problem zakończony skargami rozpoczął się jednak od zupełnie innej sprawy. Otóż wiosną E. Chodkiewicz doszła do wniosku, że w roku szkolnym 2015/16 nie uda jej się utrzymać wszystkich dotychczasowych etatów. W związku z tym, że szykowały się zwolnienia, postanowiła omówić ten temat z prezesem ogniska ZNP J. Monczyn. Na dzisiejszej komisji okazało się jednak, że są dwie wersje przebiegu tej rozmowy i zdarzeń, które były jej wynikiem. W obu wersjach pokrywa się natomiast fakt, że osoby, które potencjalnie mogły zostać zwolnione, zamiast od dyrektorki szkoły, dowiedziały się o problemie od szefowej związków. I ujmując rzecz kolokwialnie, zrobił się kwas, a atmosfera w szkole znacząco się popsuła.
Nie ulega wątpliwości, że J. Monczyn przekroczyła swoje kompetencje, ponieważ to nie ona, ale właśnie dyrektor Chodkiewicz powinna przeprowadzić rozmowy z nauczycielami typowanymi do zwolnienia. Sytuacja ta spowodowała, że dyrektorka „Jedynki” złożyła do Zarządu Oddziału ZNP w Świebodzinie skargę na działania J. Monczyn w związku z przekroczeniem uprawnień. Niecały miesiąc później do burmistrza wpłynęła skarga na działania E. Chodkiewicz.
Nie trzeba być genialnym analitykiem, żeby wywnioskować, że był to zwykły odwet ze strony J. Monczyn. Z resztą na dzisiejszym posiedzeniu komisji, nauczycielka wspomniała, że skargę napisała pod wpływem emocji.
– Muszę się jakoś ustosunkować do jednej i drugiej strony – mówił skonsternowany i zdenerwowany całą sytuacją kierownik gminnej oświaty Ryszard Graczyk. – Powiem przewrotnie, oskarżam panią dyrektor o zbyt daleko idącą demokrację. Niedawno, dwa lub trzy lata temu, był taki sam problem w jednym z naszych gimnazjów. Dyrektor załatwiła tamtą sprawę zupełnie inaczej. Wysłała pismo pocztą, a nauczycielom dała papiery. Dziś mamy sytuację taką, że z żadna z tych osób nie będzie zwolniona, ani nie będzie miała ograniczenia etatu. Wszystkie te osoby uciekły, bo w oświacie taka możliwość jest. Miały te osoby czas na załatwienie między innymi urlopów zdrowotnych. W sumie w Gimnazjum nr 1 będą trzy urlopy zdrowotne. W tej chwili jest taka liczba – czy do końca sierpnia nie będzie więcej, nie wiem. Zwolniona miała być jedna osoba – tłumaczył R. Graczyk.
– Problemem był długi termin rozmowy z nauczycielami – powiedziała J. Monczyn, kiedy w końcu udało jej się dojść do głosu. – Rada pedagogiczna odbyła się 5 maja, 7 maja była rozmowa z jedną osobą, a z pozostałymi dopiero 18 maja. To był naprawdę długi okres czasu, bardzo nerwowy. Tu nie były potrzebne nawet moje rozmowy, żeby nauczyciele się domyślali, kto może być zwolniony, albo komu może być postawione ograniczenie. My umiemy liczyć i mniej więcej wiemy, na jakiej zasadzie miało być to zwolnienie. Mój zarzut nie dotyczy tego, że musza być ograniczenia i musi być zwolnienie, ale forma przekazywania tej informacji ludziom, brak okazania szacunku nam. Nie zgadzam się, że cała wina jest w nauczycielach, którym pani dyrektor zarzuciła, że się nie dokształcają. Cała sprawa tego konfliktu nastąpiła już rok temu, gdzie na moją prośbę wielokrotną, wyraziła (dyrektor – przyp. red.) zgodę na przekazanie informacji dotyczącej dodatków motywacyjnych. Całe zamieszanie rozpoczęło się od tego, że pani dyrektor przedstawiła procentowo, kto ile otrzymał. Ludzie się zbulwersowali tą informacją. Od tego się zaczęło – spokojnym, wręcz nużącym głosem próbowała tłumaczyć J. Monczyn.
– Nie było mowy o procentach. To jest zapisane w protokole – ripostowała E. Chodkiewicz. Kierownik Graczyk zaznaczył, że J. Monczyn powołuje się w skardze na nieobowiązujące już przepisy. Po zmianie regulaminu, dyrektor nie musi nikogo informować o wysokości przydzielonych dodatków motywacyjnych, ani nawet o samym fakcie przyznania konkretnym osobom tychże dodatków. Na taki zapis zgodziły się związki zawodowe, także ZNP.
– Przyznaję się do błędu. Nie dotarłam do tego regulaminu – powiedziała ze spuszczoną głową J. Monczyn. – Pani dyrektor nigdy nie popierała się tym regulaminem, mówiąc, że nie ma takiego obowiązku i to mnie trochę myliło – dodała.
– Przepraszam. Skserowałam właśnie ten regulamin z teczki naszej z dokumentami i przekazałam pani osobiście w sekretariacie w momencie, kiedy zostałam zapytana o kryteria (przydzielania dodatków – przyp. red.). Nie mam obowiązku informować przewodniczącego związków o przepisach prawa. O zmianie przepisów informuję na każdej radzie pedagogicznej. Jak ktoś nie słucha, to już nie jest moja wina – ucięła dyskusję dyrektorka „Jedynki”.
– Nie jestem w komfortowej sytuacji. Szanując ciężki zawód nauczyciela, muszę jednocześnie uszanować też pracę dyrektora. Pani E. Chodkiewicz od lata jest dyrektorem i ze zdziwieniem przyjąłem skargę na jej działalność i nienależyte wykonywanie obowiązków. Uwierzcie mi, że funkcjonujemy od wielu lat i tych łamiących prawo naruszeń do tej pory nie ustaliłem – mówił naczelnik wydziału oświaty i przytoczył fragment skargi, który mówi, że dyrektorka „Jedynki” wprowadziła w błąd nauczycieli placówki, mówiąc im, że wszyscy powinni być do jej dyspozycji w godzinach od 8.00 do 15.00, gdyż obowiązuje 40-godzinny tydzień pracy.
– Nauczyciele to światli ludzie, znający przepisy prawa. Większość z was jest nauczycielami dyplomowanymi. Zdajecie sobie sprawę, jaki to trudny zawód i odpowiedzialny. I z jednej strony ma pani rację, mówiąc, że nie musicie pracować 40 godzin, ale w Karcie Nauczyciela jest mowa o 40-godzinnym tygodniu pracy nauczyciela. Interpretacja tego zapisu to jest już kwestia do dogadania się. Nie wiem, czy padło polecenie, że macie siedzieć od 8.00 do 15.00, bo nigdy nie byłem świadkiem takiej rozmowy. Często tutaj pada określenie „dobry interes szkoły”. Nie chciałem być złośliwy, ale mogę dokonać analizy ilości zwolnień i nieobecności nauczycieli w placówkach. To są zatrważające liczby, a ktoś musi za te dzieci i młodzież odpowiadać. Kto? Dyrektor. Musi zastąpić nauczycielem. Rozumiem, że może gdzie indziej pracujecie, może dorabiacie, bo to jest mało wdzięczny zawód i mało płatny, ale musicie też zrozumieć pracodawcę – tłumaczył coraz bardziej zirytowany R. Graczyk.
Rozmowy trwały długie minuty. Radni pytali, obie strony konfliktu próbowały odpowiadać. Próbowano przytaczać różne sytuacje z życia szkoły, ale nie padły żadne konkrety, żadne nazwiska, żadne liczby. E. Chodkiewicz tłumaczyła, że wiele spraw porusza na radzie pedagogicznej, ponieważ, wg niej, jest to czas i miejsce odpowiednie do omawiania wszystkich aspektów życia szkoły. – Zdarza się, że nauczyciel odmawia pójścia na zastępstwo. Nie ma prawa odmówić. Jego obowiązkiem jest zapewnić bezpieczeństwo i opiekę uczniom w godzinach funkcjonowania szkoły. Dwukrotnie mówiłam o tym na radzie pedagogicznej. Nigdy nie oczekiwałam, żeby nauczyciel siedział od 8.00 do 15.00 – powiedziała dobitnie dyrektorka.
– Zgadzam się z tym, że w większości chodzimy na te zastępstwa. Zajęcia nie zawsze przebiegają tak, jak byśmy chcieli, ponieważ uczniowie nie przychodzą przygotowani. To nie jest taka normalna lekcja, gdzie temat można zrealizować. Nie zawsze tak to wygląda. Uważam, że właściwszym byłaby rozmowa z osobami, które nienagannie się zachowują, a nie na radzie pedagogicznej przekazywanie tych pretensji do wszystkich, również do tych, których to nie dotyczy. A to jest zdecydowanie większa grupa nauczycieli, którzy muszą wysłuchiwać, że nienależycie wypełniają swoje obowiązki, bo nie zgadzają się z decyzjami dyrekcji. I jest mówione, że naszym obowiązkiem jest praca w godzinach urzędowania szkoły, a są sytuacje, kiedy nauczyciel może być umówiony do lekarza, do specjalisty, ma prawo odmówić, bo ma czas wolny – mówiła z wyrzutami J. Monczyn.
I w tym momencie poziom zażenowania wśród radnych był już widoczny na twarzach. Niestety z minuty na minutę waga argumentów strony związkowej zdecydowanie malała. Przykładem nieprzyzwoitego i nierozsądnego postępowania E. Chodkiewicz miał być między innymi brak dodatków motywacyjnych dla części nauczycieli (którzy, wg strony związkowej, mają odpowiednie zasługi – brak jakichkolwiek nazwisk i konkretnych zasług), co wpływa na zaniżoną samoocenę tych osób.
J. Monczyn próbowała udowodnić swojej szefowej, że nauczyciele „Jedynki” są w szkole najmniej ważni, sama natomiast stawiała ich na pierwszym miejscu, przed dobrem uczniów.
Dzisiejsze posiedzenie komisji pokazało, że także w szkole najważniejsze są pieniądze, a część grona pedagogicznego jest gotowa za wszelką cenę wyszarpać (dokładnie rzecz ujmując) godziny dla siebie, żeby jak najwięcej zarobić. Strona związkowa oraz nauczyciele, których dziś reprezentowała J. Monczyn, zapomnieli jednak, że ich pracodawcą jest dyrektor i to on ustala zasady. A tak naprawdę pracodawcą jesteśmy my wszyscy, bo to z naszych podatków nauczyciele otrzymują wynagrodzenie. Najważniejszy w szkole powinien być interes dziecka. O ten interes, co podkreślił R. Graczyk, powinna dbać szkoła, a więc dyrekcja i całe grono pedagogiczne. Grono pedagogiczne zostało dziś przedstawione jako gromada dzieci w piaskownicy. Dzieci te należy jedynie chwalić i głaskać po głowach, ponieważ w innym wypadku dzieci będą złe i będą tupać nogami, i namówią najsilniejszego, żeby poszedł poskarżyć się „pani”.
Podczas komisji strona związkowa zaproponowała, żeby w szkole przeprowadzić anonimową ankietę dotyczącą pracy dyrekcji placówki. E. Chodkiewicz ripostowała, że takie ankiety powinny być imienne, a najlepiej rozmowy powinny odbywać się twarzą w twarz, ponieważ tylko wtedy dyrekcja mogłaby wiedzieć, gdzie rzeczywiście tkwią problemy.J. Monczyn tłumaczyła jednak, że nauczyciele się boją.
– Dyrektor jest winien, bo was rozpuścił – powiedział kierownik gminnej oświaty. Wydaje się, że to najlepsze podsumowanie całej dyskusji.
Przed głosowaniem przewodniczący ogłosił przerwę, aby po powrocie do sali sesyjnej radni mogli omówić uchwałę już bez obecności obu stron sporu. Nie zabierający wcześniej głosu Artur Kubacki przyznał wprost, że dwoje jego dzieci będzie uczniami „Jedynki” i, jak zaznaczył, nie chce zaogniać sytuacji. – Nie wiem, dlaczego pani dyrektor za każdym razem chce się dowiedzieć kto, co i tak dalej – mówił i wspomniał, że jeden z nauczycieli wysłał pismo do kuratorium i poinformował o nieprawidłowym prowadzeniu szkoły przez E. Chodkiewicz. Od września nauczyciel ten, zdaniem A. Kubackiego, nie znalazł zatrudnienia w „Jedynce”. Okazało się jednak, że złożył on wniosek o urlop dla poratowania zdrowia.
Radni skargę odrzucili. I. Woźniak oraz F. Karczyński zagłosowali za przyjęciem uchwały mówiącej, że skarga jest bezzasadna. Artur Kubacki wstrzymał się od głosu, Andrzej Mazur był nieobecny. Na posiedzenie komisji nie przyszedł żaden nauczyciel „Jedynki”.
– Na pewno prawda leży gdzieś po środku – powiedział F. Karczyński.
—
Opr./fot. Ewa Wójcik