O wypadku Cypriana Piechockiego z Borowa informowaliśmy pierwszy raz na początku lutego.
Chłopiec przebywał wówczas w warszawskiej Klinice „Budzik”.
Nastolatek został wybudzony ze śpiączki 16 czerwca. Dziś jest już w domu, gdzie przechodzi kolejny etap leczenia i rehabilitacji.
Odwiedziliśmy rodzinę Piechockich, aby sprawdzić, jak chłopiec się czuje w domowym zaciszu. Zapytaliśmy też mamę Joannę, jaka jest różnica między pobytem w nowoczesnej klinice a warunkami domowymi.
– To jest jedyne takie miejsce, gdzie dzieci się budzą i gdzie wszystko funkcjonuje tak, jak powinno. Dziecko jest na pierwszym miejscu, ma wszystko, czego potrzebuje. Ponadto stworzono tam warunki domowe. Jest kuchnia dla rodziców, bardzo dobrze wyposażone pokoje. Nikt nie czuje się jak w szpitalu – mówiła o „Budziku” Joanna Piechocka.
W wybudzeniu pomogli na pewno koledzy ze szkoły. Uczniowie świebodzińskiej siódemki dwukrotnie odwiedzili Cypriana w Warszawie. Tu na miejscu organizowali zbiórkę funduszy na leczenie kolegi. Jak powiedziała nam mama chłopca, pierwsze darowizny sprawiały, że czuli się z mężem nieswojo. Byli gotowi sprzedać wszystko, co posiadają, aby syn wrócił do zdrowia i nie chcieli przyjmować pomocy. Nie była to nawet niechęć, ale brak umiejętności odnalezienia się w nowej sytuacji. – Zawsze jakoś sobie radziliśmy, nie potrzebowaliśy pomocy. Znajomi przynosili nam pieniądze, a my prosiliśmy, żeby ich nie brali od nikogo. Dopiero znajomi wytłumaczyli nam, że ci, którzy pomagają, mają taką potrzebę. Ci, którzy nie chcą, nie dają. Z takiego założenia dziś wychodzę – mówiła pani Joanna.
Po powrocie do domu okazało się, że zderzenie z rzeczywistością jest naprawdę brutalne. Kolejki na rehabilitację, która jest niezbędna, sięgają dwóch lat. Usługi prywatne z kolei są bardzo kosztowne. Obecnie rehabilitanci i logopeda zostali wynajęci prywatnie i odwiedzają Cypriana w domu. To ważne dla rodziny, ponieważ chłopiec jest bardzo wysoki i mama ma problem ze sprowadzeniem syna po schodach i przetransportowaniem do Świebodzina.
Także dom nie jest przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Na parterze znajduje się jedynie toaleta, do kąpieli trzeba Cypriana wnosić na piętro. Tata chłopca w najbliższym czasie ma przerobić taras, aby chłopiec mógł z pomocą mamy wychodzić na podwórze. Teraz pokonanie kilku schodów jest niemożliwe, ponieważ nastolatek jeszcze nie chodzi samodzielnie, a mama nie ma tyle siły, aby go znieść. Kobieta boi się też, że upadek mógłby spowodować dodatkowe niepotrzebne komplikacje.
Każda przeróbka wiąże się z dużymi kosztami. Także turnusy rehabilitacyjne, które są niezbędne, będą kosztowały grube tysiące. Na początku września mama z synem jadą na trzy tygodnie do Garbicza koło Torzymia. Dwutygodniowy pobyt w tamtejszym ośrodku kosztuje 5 tysięcy złotych. Zaraz po powrocie chłopca czeka wyjazd do Bielsko-Białej. Ten turnus będzie jeszcze droższy, jednak, jak podkreśla pani Joanna, nie patrzą z mężem na ceny. Najważniejszy jest syn.
Wydaje się, że ogromne fundusze, które będą potrzebne na leczenie i rehabilitację chłopca to dla rodziców najmniejszy problem. Cała rodzina jest bowiem nastawiona do kolejnego etapu, który Cyprian musi przejść, bardzo optymistycznie. Pani Joanna wspomina pobyt w szczecińskim szpitalu i pierwsze diagnozy lekarzy, którzy nie dawali Cyprianowi żadnych szans na wyzdrowienie. –Mówili o niedotlenieniu mózgu, a ja nic z tego nie rozumiałam – powiedziała.
– W „Budziku” nauczyłam się cierpliwości. Ja wszystko zawsze chciałam szybko załatwić, a teraz jest inaczej. Po trzech miesiącach pobytu w klinice dziennikarz jednej z telewizji zapytał, czy jestem zmęczona. Wtedy nie byłam. Dziś, po tygodniowym pobycie w domu, mogę powiedzieć, że jestem naprawdę zmęczona – mówiła nam J. Piechocka.
Podczas długiej rozmowy pani Joanna poruszyła bardzo ważną kwestię. – W Polsce powinna zmienić się mentalność i myślenie o osobach niepełnosprawnych. To, że mamy niepełnosprawnego syna, nie znaczy, że nie należy nam się wyjazd na urlop i normalne życie – usłyszeliśmy. Mama Cypriana tłumaczyła, że pieniądze, które ludzie wpłacają na konto fundacji i wrzucają do puszek są przeznaczone tylko i wyłącznie na leczenie i rehabilitację. Natomiast choroba i skutki wypadku nie są powodem do tego, aby zamykać się w czterech ścianach, ponieważ osoby niepełnosprawne mają takie samo prawo do zwiedzania świata jak pełnosprawni.
W sierpniu w Rozłogach odbędzie się festyn na rzecz Cypriana. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone między innymi na turnusy rehabilitacyjne. Chłopiec obecnie korzysta z pożyczonego z „siódemki” materaca, potrzebuje piłki do ćwiczeń, rodzice myślą też o specjalnym rowerze trzykołowym, aby nastolatek mógł czerpać z ćwiczeń także przyjemność. Tata już planuje wybudowanie barierek na podwórku, aby syn mógł się uczyć chodzić. Pani Joanna żartowała nawet, że zimą chłopiec będzie już jeździł na nartach.
Patrząc na postępy, jakie zrobił chłopiec oraz jego chęć i zaangażowanie w ćwiczenia, wydaje się, że buty narciarskie chłopiec koniec końców na pewno włoży na nogi.
Ogromnym wsparciem jest też siostra Sara, która, często przez żarty i przedrzeźnianie się, daje bratu dowody pięknej miłości. Przed całą rodziną jeszcze mnóstwo pracy. Wszyscy włączają się chętnie w pomoc chłopcu. Nikt się nie poddaje i wszyscy głęboko wierzą, że Cyprian wróci do pełnej sprawności i będzie nadal rozrabiał tak, jak przed wypadkiem.
Pomocy można udzielić przez wpłatę darowizny na niżej wymienione konto fundacji, pod opieką której jest Cypek.
Fundacja Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”
ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
Bank BPH S.A. oddział w Warszawie
Nr konta: 61 1060 0076 0000 3310 0018 2660
w tytule należy wpisać: 22860, Cyprian Piechocki – darowizna na pomoc i ochronę zdrowia.
—
Opr./fot. Ewa Wójcik
{fcomment}